Slughorn uśmiechnął się jak do przyjaciela, który świetnie go zrozumiał.
- Zgadza się - odrzekł, nie kryjąc zadowolenia.
Albus poprawił okulary-połówki.
- Horacy, przecież wiesz, że wszystkie stanowiska są już obsadzone. Zresztą to trochę zaskakujące, że zgłaszasz się do mnie z taką propozycją, podczas gdy rok temu ledwo namówiłem cię na pracę tutaj.
Slughorn usiadł przy biurku, po czym spojrzał w oczy dyrektora, jakby zamierzał wygłosić coś w rodzaju przemówienia.
- Zbliża się wojna, Dumbledore. Hogwart to jedyne bezpieczne miejsce. Miałem nadzieję, że mnie zrozumiesz. Jeśli nie ma tu dla mnie stanowiska, proszę chociaż o mały gabinet.
Dumbledore przelustrował go wzrokiem.
- Masz rację. Hogwart jest najbezpieczniejszym miejscem, ale nie do końca bezpiecznym. Jednak jestem zmuszony cię przyjąć - zachichotał, wyciągając w jego stronę paczkę dropsów. - W końcu nie mógłbym odmówić dobremu znajomemu.
Slughorn poczęstował się cukierkiem, po czym szybko podziękował i wybiegł z gabinetu. Jedno zdanie huczało mu w głowie: "W końcu nie mógłbym odmówić dobremu znajomemu". Co on, do cholery, wyprawia?!
* * *
Severus Snape nie był tego dnia w dobrym humorze. Nie poprowadził lekcji eliksirów, odbierając sobie przy tym przyjemność płynącą z odejmowania punktów takim kretynom jak Potter czy Weasley. Nie mógł nawrzeszczeć na Longbottoma ani dać szlabanu Granger. A na dokładkę właśnie wrócił z krwawego napadu na mugolskie miasteczko. Wchodząc do gabinetu, myślał tylko o tym, by upić się do nieprzytomności. Od razu rozpoczął realizację swojego planu, otwierając barek i nalewając do szklanki bursztynowy, kojący płyn. Już po pierwszych łykach poczuł przyjemne ciepło rozchodzące się po całych ciele. Usiadł przy biurku, beztrosko rozkładając się w fotelu i kładąc nogi na blacie. Od razu wszystkie nieprzyjemne myśli poszły w niepamięć, ustępując miejsca błogiej nieświadomości. Gdy tak rozpływał się w zapomnieniu, pewne natarczywe pukanie przerwało jego spokój. Nieproszony gość, nie czekając na zaproszenie, wtargnął do gabinetu.
- Skąd ja to wiedziałam - prychnęła wściekła McGonagall, wytrącając szklankę z ręki Severusa i chowając Ognistą do barku. - Jeszcze raz dotkniesz alkoholu, a zamienię cię w pufka pigmejskiego! - zagroziła, machając mu palcem wskazującym przed nosem. - Różowego! - dodała, uśmiechając się złośliwie. Doskonale wiedziała, że Severus nie lubi wszystkiego, co słodkie i urocze.
Snape zaśmiał się lekceważąco. Zdążył już wypić tyle, by poprawić sobie humor.
- Ależ proszę! Może być nawet ten różowy! Z przyjemnością popatrzę na twoją nieudolność - Ognista strzeliła mu do głowy do tego stopnia, że zapomniał o nadzwyczajnych zdolnościach Minerwy w dziedzinie transmutacji.
McGonagall pokręciła z irytacją głową.
- Chyba nie wiesz, o czym mówisz, Severusie. Ale jeśli tak bardzo ci zależy...
Kobieta wyciągnęła różdżkę i skierowała ją w stronę Snape'a. W ciągu ułamka sekundy jego twarz napięła się, a mina zrzedła. Mimo, iż wiedział, że Minerwa tylko z nim pogrywa, wytrąciło go to z równowagi. Przed oczami stanął mu James Potter, drwiący z niego za czasów nauki w Hogwarcie. A potem Voldemort, mierzący w niego Cruciatusami. McGonagall dostrzegła tą nagłą zmianę. Schowała różdżkę, po czym usiadła na krześle obok.
- No dobrze, czas na poważną rozmowę. Co jest, Sev?
Mężczyzna nie odpowiedział od razu. Schował twarz w dłoniach, a Minerwa popatrzyła na niego z politowaniem. Wiedziała, ile przeszedł, zwłaszcza w ostatnim czasie.
- Kolejna krwawa misja? - podpytała.
Severus skinął lekko głową.
- Musisz mi pomóc, Minerwo - wychrypiał cicho.
McGonagall zdębiała. Nie mogła uwierzyć własnym uszom - Severus Snape właśnie prosił ją o pomoc! A potem nie wiedzieć czemu, wybuchnęła śmiechem.
- Severusie, jedyne, czego potrzebujesz, to kobieta! Zrozum to wreszcie! - po czym poklepała go po ramieniu i wyszła, a wtórowały temu głośne salwy śmiechu.
- Skąd ja to wiedziałam - prychnęła wściekła McGonagall, wytrącając szklankę z ręki Severusa i chowając Ognistą do barku. - Jeszcze raz dotkniesz alkoholu, a zamienię cię w pufka pigmejskiego! - zagroziła, machając mu palcem wskazującym przed nosem. - Różowego! - dodała, uśmiechając się złośliwie. Doskonale wiedziała, że Severus nie lubi wszystkiego, co słodkie i urocze.
Snape zaśmiał się lekceważąco. Zdążył już wypić tyle, by poprawić sobie humor.
- Ależ proszę! Może być nawet ten różowy! Z przyjemnością popatrzę na twoją nieudolność - Ognista strzeliła mu do głowy do tego stopnia, że zapomniał o nadzwyczajnych zdolnościach Minerwy w dziedzinie transmutacji.
McGonagall pokręciła z irytacją głową.
- Chyba nie wiesz, o czym mówisz, Severusie. Ale jeśli tak bardzo ci zależy...
Kobieta wyciągnęła różdżkę i skierowała ją w stronę Snape'a. W ciągu ułamka sekundy jego twarz napięła się, a mina zrzedła. Mimo, iż wiedział, że Minerwa tylko z nim pogrywa, wytrąciło go to z równowagi. Przed oczami stanął mu James Potter, drwiący z niego za czasów nauki w Hogwarcie. A potem Voldemort, mierzący w niego Cruciatusami. McGonagall dostrzegła tą nagłą zmianę. Schowała różdżkę, po czym usiadła na krześle obok.
- No dobrze, czas na poważną rozmowę. Co jest, Sev?
Mężczyzna nie odpowiedział od razu. Schował twarz w dłoniach, a Minerwa popatrzyła na niego z politowaniem. Wiedziała, ile przeszedł, zwłaszcza w ostatnim czasie.
- Kolejna krwawa misja? - podpytała.
Severus skinął lekko głową.
- Musisz mi pomóc, Minerwo - wychrypiał cicho.
McGonagall zdębiała. Nie mogła uwierzyć własnym uszom - Severus Snape właśnie prosił ją o pomoc! A potem nie wiedzieć czemu, wybuchnęła śmiechem.
- Severusie, jedyne, czego potrzebujesz, to kobieta! Zrozum to wreszcie! - po czym poklepała go po ramieniu i wyszła, a wtórowały temu głośne salwy śmiechu.
* * *
Złote Trio miało tego dnia wyjątkowe szczęście. Harry, Ron i Hermiona nie tylko nie musieli znosić obecności tłustowłosego dupka z lochów - po lekcjach Dumbledore wezwał ich do swojego gabinetu i zlecił pierwsze zadania.
- Harry, myślę, że nie zdziwi cię twoja misja - zamrugał kilka razy zza okularów-połówek. - Horkruksy.
Harry ożywił się i wymienił porozumiewawcze spojrzenie z Ronem i Hermioną. Ostatnimi czasy czekał tylko na ten moment - aż wreszcie zacznie szukać horkruksów. Teraz nareszcie będzie potrzebny, a gdy znajdzie i zniszczy wszystkie, będzie mógł zmierzyć się z Voldemortem. Wizja samego siebie stojącego nad przegranym Voldemortem przebijała wszystkie inne, nawet wizję Snape'a tańczącego makarenę.
- Panie Weasley, pana czeka coś równie ekscytującego. Pomoże pan Hagridowi oswoić kilka gryfów. To trudne zadanie - gryfy są groźne i wymagają specjalistycznej wiedzy, ale myślę, że specjalista taki jak Hagrid wraz z twoją pomocą świetnie sobie poradzi.
Ron wyszczerzył zęby do Harry'ego i Hermiony, po czym dumnie wypiął pierś z miną "Tak, to ja - pogromca gryfów". Tymczasem Dumbledore zwrócił się do Hermiony.
- Słyszałem, że chcesz zostać Uzdrowicielem, dlatego twoje zadanie może być czymś w rodzaju praktyki - będziesz leczyła poszkodowanych, którzy ulegli wypadkowi podczas misji, a wkrótce - nawet i decydującej wojny.
Hermiona otworzyła ze zdumienia usta. Dumbledore trafił w dziesiątkę - nie mógł dać jej lepszego zadania. Cała trójka nie mogła się doczekać, kiedy usiądą w Pokoju Wspólnym i wszystko przedyskutują, a co dopiero kiedy przystąpią do działania!
Dumbledore na koniec wręczył im kilka książek o wróżbiarstwie i zlecił, by zanieśli je profesor Trelawney, po czym skinął na pożegnanie. Złote Trio biegło ile sił w nogach do Wieży Północnej, żywo dyskutując o swoich zadaniach.
- Będę szukać horkruksów, dacie wiarę?
- Dam tym gryfom tak popalić, że pójdzie im w kopyta i zrobią wszystko, by walczyć po naszej stronie!
- Wiecie jak potrzebna jest praca Uzdrowiciela?
Przekrzykując się, dotarli do gabinetu Trelawney, po czym zapominając o pukaniu, weszli do środka. W pokoju było duszno, a przez gęsty, aromatyczny dym nie dało się nic prawie zobaczyć. W końcu z pyłu wydobyła się czarownica w wielkich szkłach, na której szyi wisiał tuzin kolorowych szali. Hermiona już otworzyła usta, by coś powiedzieć, jednak nim zdążyła cokolwiek zrobić, twarz profesorki skamieniała. Trelawney patrzyła przez chwilę w daleki, nieokreślony punkt i w końcu przemówiła zachrypniętym głosem:
- To się stanie już niedługo... Czarny Pan rośnie w siły, ale wkrótce ktoś inny zajmie jego miejsce... Wielki czarnoksiężnik pokona Czarnego Pana i stanie na wodzy magicznego świata... Strzee... ee... żcieee... sięęę...- kobieta dostała napadu kaszlu, po czym spojrzała po uczniach, na których twarzach malowało się zdziwienie zmieszane z przerażeniem.
- Harry, myślę, że nie zdziwi cię twoja misja - zamrugał kilka razy zza okularów-połówek. - Horkruksy.
Harry ożywił się i wymienił porozumiewawcze spojrzenie z Ronem i Hermioną. Ostatnimi czasy czekał tylko na ten moment - aż wreszcie zacznie szukać horkruksów. Teraz nareszcie będzie potrzebny, a gdy znajdzie i zniszczy wszystkie, będzie mógł zmierzyć się z Voldemortem. Wizja samego siebie stojącego nad przegranym Voldemortem przebijała wszystkie inne, nawet wizję Snape'a tańczącego makarenę.
- Panie Weasley, pana czeka coś równie ekscytującego. Pomoże pan Hagridowi oswoić kilka gryfów. To trudne zadanie - gryfy są groźne i wymagają specjalistycznej wiedzy, ale myślę, że specjalista taki jak Hagrid wraz z twoją pomocą świetnie sobie poradzi.
Ron wyszczerzył zęby do Harry'ego i Hermiony, po czym dumnie wypiął pierś z miną "Tak, to ja - pogromca gryfów". Tymczasem Dumbledore zwrócił się do Hermiony.
- Słyszałem, że chcesz zostać Uzdrowicielem, dlatego twoje zadanie może być czymś w rodzaju praktyki - będziesz leczyła poszkodowanych, którzy ulegli wypadkowi podczas misji, a wkrótce - nawet i decydującej wojny.
Hermiona otworzyła ze zdumienia usta. Dumbledore trafił w dziesiątkę - nie mógł dać jej lepszego zadania. Cała trójka nie mogła się doczekać, kiedy usiądą w Pokoju Wspólnym i wszystko przedyskutują, a co dopiero kiedy przystąpią do działania!
Dumbledore na koniec wręczył im kilka książek o wróżbiarstwie i zlecił, by zanieśli je profesor Trelawney, po czym skinął na pożegnanie. Złote Trio biegło ile sił w nogach do Wieży Północnej, żywo dyskutując o swoich zadaniach.
- Będę szukać horkruksów, dacie wiarę?
- Dam tym gryfom tak popalić, że pójdzie im w kopyta i zrobią wszystko, by walczyć po naszej stronie!
- Wiecie jak potrzebna jest praca Uzdrowiciela?
Przekrzykując się, dotarli do gabinetu Trelawney, po czym zapominając o pukaniu, weszli do środka. W pokoju było duszno, a przez gęsty, aromatyczny dym nie dało się nic prawie zobaczyć. W końcu z pyłu wydobyła się czarownica w wielkich szkłach, na której szyi wisiał tuzin kolorowych szali. Hermiona już otworzyła usta, by coś powiedzieć, jednak nim zdążyła cokolwiek zrobić, twarz profesorki skamieniała. Trelawney patrzyła przez chwilę w daleki, nieokreślony punkt i w końcu przemówiła zachrypniętym głosem:
- To się stanie już niedługo... Czarny Pan rośnie w siły, ale wkrótce ktoś inny zajmie jego miejsce... Wielki czarnoksiężnik pokona Czarnego Pana i stanie na wodzy magicznego świata... Strzee... ee... żcieee... sięęę...- kobieta dostała napadu kaszlu, po czym spojrzała po uczniach, na których twarzach malowało się zdziwienie zmieszane z przerażeniem.
* * *
W drodze do Pokoju Wspólnego na ustach Gryfonów nie było innych słów niż "Trelawney", "wariatka", "przepowiednia" czy "brednie". Nawet temat przyszłych zadań odszedł w niepamięć. Harry przypomniał przyjaciołom, jak w trzeciej klasie był świadkiem takiej samej sytuacji i okazało się, że słowa Trelawney były czymś w rodzaju przepowiedni i rzeczywiście się sprawdziły.
- Może to Dumbledore? - podrzucił Ron. - Jest wielki.
- Ale nie jest czarnoksiężnikiem, Ronald! - przypomniała mu Hermiona, choć wiedziała dobrze, że Dumbledore miał różną przeszłość. Ron najwidoczniej też o tym pomyślał, bo już otwierał usta, by coś powiedzieć, ale dziewczyna uprzedziła go - Poza tym Trelawney powiedziała wyraźnie "Strzeżcie się"!
- Czy tak wyraźnie, to nie jestem pewien - prychnął Ron. - Charczała tak, że prawie nic nie zrozumiałem. Zresztą pomyślcie racjonalnie! Jej przepowiednie zawsze zaczynają się słowami "Jesteś w prawdziwym niebezpieczeństwie". A tymczasem ta przepowiednia jest stuprocentowo pozytywna i moim zdaniem musiała wtrącić swoje trzy grosze, by zabrzmiało to jak przepowiednia godna Trelawney.
Harry przytaknął mu głową, zgadzając się z tym, co powiedział, jednak Hermiona dalej nie była przekonana.
- Nie wiem, co o tym myśleć - skwitowała.
Złote Trio przeszło przez dziurę w portrecie i znalazło się w przepełnionym Pokoju Wspólnym. Jedynie ich ulubione miejsce przy kominku było wolne. Z trudem przecisnęli się przez tłum, który śpiewał głośno "Sto lat". Harry i Ron zajęli miejsca na kanapie, a Hermiona usadowiła się na miękkim dywanie przed paleniskiem. Nie obchodziło ich, kto ma urodziny, wszyscy przejęci byli przepowiednią.
- Myślę, że powinniśmy pójść do Dumbledore'a - zawołała niespodziewanie Hermiona.
Ron wybałuszył oczy.
- Hermiono, wiesz, że Dumbledore ma teraz ważniejsze sprawy na głowie! - zawołał. Tak naprawdę uważał, że nie ma się czym przejmować, ale nie miał siły dyskutować o tym z Hermioną.
Rudzielec spojrzał na Harry'ego, mając nadzieję, że w nim znajdzie wsparcie.
- Ron ma rację. Zresztą czy uważasz, że powinniśmy się przejmować tą przepowiednią?
Hermiona wstała z impetem, po czym nie odpowiadając na pytanie, pomaszerowała ku wyjściu. Postanowiła, że sama powie o tym dyrektorowi, czy im się to podoba, czy nie. W przypływie złości całą drogę przebyła dwa razy szybciej, niż zazwyczaj. Stanęła przed gargulcem, po czym niepewnie wymówiła hasło, nie wiedząc, czy jest aktualne.
- Ślimaki-gumiaki.
Gargulec odskoczył, a Hermiona odetchnęła z ulgą i wspięła się na szczyt schodów. Zapukała kilkakrotnie w drzwi, jednak nikt jej nie odpowiedział. Zaczęła się niecierpliwić, bo oznaczało to, że Dumbledore'a nie ma w gabinecie. Kto oprócz dyrektora mógłby powiedzieć jej, co myśli o tej sprawie? Zastanawiała się przez kilka minut, po czym nagle doznała olśnienia i pobiegła prosto do lochów. Snape na pewno nawrzeszczy na nią, odejmie punkty Gryffindorowi, ale w końcu zajmie się przepowiednią. Dziewczyna zapukała kilka razy, jednak i tym razem odpowiedziała jej cisza. A potem niespodziewanie usłyszała głuchy łoskot dochodzący z wewnątrz. Gryfonka odskoczyła od drzwi, a gdy ochłonęła po tak nagłych hałasie, bez wahania wbiegła do pomieszczenia.
- Profesorze! - zawołała, rozglądając się w poszukiwaniu żywej duszy, jednak gdy ujrzała chwiejącego się Snape'a, próbującego wstać spomiędzy porozwalanych książek, cofnęła się o kilka kroków.
Snape szybko zorientował się, że nie jest sam w swoich kwaterach. Wybełkotał coś pod nosem, po czym niezgrabnie wstał.
- Co tu jeszcze robisz?! - wrzasnął niespodziewanie, a Hermiona odskoczyła i postanowiła, że powoli zacznie kierować się w stronę drzwi. - Wynocha!
Oczy Hermiony były wielkości talerzy, a nogi miała jak z waty, jednak ostatkiem sił wybiegła z gabinetu, trzaskając drzwiami.
- Może to Dumbledore? - podrzucił Ron. - Jest wielki.
- Ale nie jest czarnoksiężnikiem, Ronald! - przypomniała mu Hermiona, choć wiedziała dobrze, że Dumbledore miał różną przeszłość. Ron najwidoczniej też o tym pomyślał, bo już otwierał usta, by coś powiedzieć, ale dziewczyna uprzedziła go - Poza tym Trelawney powiedziała wyraźnie "Strzeżcie się"!
- Czy tak wyraźnie, to nie jestem pewien - prychnął Ron. - Charczała tak, że prawie nic nie zrozumiałem. Zresztą pomyślcie racjonalnie! Jej przepowiednie zawsze zaczynają się słowami "Jesteś w prawdziwym niebezpieczeństwie". A tymczasem ta przepowiednia jest stuprocentowo pozytywna i moim zdaniem musiała wtrącić swoje trzy grosze, by zabrzmiało to jak przepowiednia godna Trelawney.
Harry przytaknął mu głową, zgadzając się z tym, co powiedział, jednak Hermiona dalej nie była przekonana.
- Nie wiem, co o tym myśleć - skwitowała.
Złote Trio przeszło przez dziurę w portrecie i znalazło się w przepełnionym Pokoju Wspólnym. Jedynie ich ulubione miejsce przy kominku było wolne. Z trudem przecisnęli się przez tłum, który śpiewał głośno "Sto lat". Harry i Ron zajęli miejsca na kanapie, a Hermiona usadowiła się na miękkim dywanie przed paleniskiem. Nie obchodziło ich, kto ma urodziny, wszyscy przejęci byli przepowiednią.
- Myślę, że powinniśmy pójść do Dumbledore'a - zawołała niespodziewanie Hermiona.
Ron wybałuszył oczy.
- Hermiono, wiesz, że Dumbledore ma teraz ważniejsze sprawy na głowie! - zawołał. Tak naprawdę uważał, że nie ma się czym przejmować, ale nie miał siły dyskutować o tym z Hermioną.
Rudzielec spojrzał na Harry'ego, mając nadzieję, że w nim znajdzie wsparcie.
- Ron ma rację. Zresztą czy uważasz, że powinniśmy się przejmować tą przepowiednią?
Hermiona wstała z impetem, po czym nie odpowiadając na pytanie, pomaszerowała ku wyjściu. Postanowiła, że sama powie o tym dyrektorowi, czy im się to podoba, czy nie. W przypływie złości całą drogę przebyła dwa razy szybciej, niż zazwyczaj. Stanęła przed gargulcem, po czym niepewnie wymówiła hasło, nie wiedząc, czy jest aktualne.
- Ślimaki-gumiaki.
Gargulec odskoczył, a Hermiona odetchnęła z ulgą i wspięła się na szczyt schodów. Zapukała kilkakrotnie w drzwi, jednak nikt jej nie odpowiedział. Zaczęła się niecierpliwić, bo oznaczało to, że Dumbledore'a nie ma w gabinecie. Kto oprócz dyrektora mógłby powiedzieć jej, co myśli o tej sprawie? Zastanawiała się przez kilka minut, po czym nagle doznała olśnienia i pobiegła prosto do lochów. Snape na pewno nawrzeszczy na nią, odejmie punkty Gryffindorowi, ale w końcu zajmie się przepowiednią. Dziewczyna zapukała kilka razy, jednak i tym razem odpowiedziała jej cisza. A potem niespodziewanie usłyszała głuchy łoskot dochodzący z wewnątrz. Gryfonka odskoczyła od drzwi, a gdy ochłonęła po tak nagłych hałasie, bez wahania wbiegła do pomieszczenia.
- Profesorze! - zawołała, rozglądając się w poszukiwaniu żywej duszy, jednak gdy ujrzała chwiejącego się Snape'a, próbującego wstać spomiędzy porozwalanych książek, cofnęła się o kilka kroków.
Snape szybko zorientował się, że nie jest sam w swoich kwaterach. Wybełkotał coś pod nosem, po czym niezgrabnie wstał.
- Co tu jeszcze robisz?! - wrzasnął niespodziewanie, a Hermiona odskoczyła i postanowiła, że powoli zacznie kierować się w stronę drzwi. - Wynocha!
Oczy Hermiony były wielkości talerzy, a nogi miała jak z waty, jednak ostatkiem sił wybiegła z gabinetu, trzaskając drzwiami.
Uuu ciekawe o kim mowa w przepowiedni i czy ona wg sie spelni. Biedny Sev ... Rano bd miec kaca i rozkminy co Hermiona od niego chciala
OdpowiedzUsuńCzekam na nastpeny rozdzial ;3
Weny <3
Ps - u mnie rozdzial 10 czeka na przeczytanie xd
Taaak, Severusie, potrzebna Ci kobieta! :D
OdpowiedzUsuńOgólnie rzecz biorąc, rozdział okej, mam jedynie zastrzeżenia do McGonagall, nienawidzę tego skrótu "Sev" ;_____; ani "Miona" tak jbc ;_: Dostaję białej gorączki wręcz.
Pozdrawiam ;)
Ciekawe jest to, że Hermiona pomyślała o Snape'ie! Mogła przecież pójść do zastępcy dyrektora, czyli McGonagall i prze okazji jej głowy domu. Minerwa jest zdecydowanie bardziej... cywilizowana, niż nasz uroczy Mistrz Eliksirów xd
OdpowiedzUsuńPopieram Rickmanicka - zwroty typu "Miona" są straaaszne, ale to takie wtrącenie xd
Jednak najbardziej mnie dotknęło to, że Minerwa, zamiast zgodzić się, aby pomóc Snape'owi - w końcu on nigdy nie prosi (!), to wyszła z gabinetu, zostawiając go samego. To było bardzo nie fair! Wiem, że to były takie przekomarzanki, ale naprawdę powinna wtedy zostać. Tak mi się przynajmniej wydaje.
Pomimo tego, rozdział drugi, podobał mi się. Fajnie się czyta, tylko mówię jeszcze raz... czcionka! xd
Czekam, na kolejny rozdział - jeśli Ci się chce, to możesz mnie powiadomić (http://hogwardzki-trojkat.blogspot.com/).
Pozdrawiam, Mała Miss ^^
Biedna Hermiona, żeby nie powiedzieć Mionka :) Severusie, opanuj się ;) Przeraża mnie jego zachowanie, chociaż się nie dziwię sądząc po tytule ;) Minerwa zawsze w gotowości. Czekam na nn, bo co do świętej trójcy, nie wiem, co knujesz, ale przepowiednie bywają prawdziwe, prawda?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Eriss.
Trafiłam tu przypadkiem i na początku mi się nie spodobało, bo nie lubię Severusa-mordercy-w-amoku, ale otworzyłam drugi raz, przeczytałam dotychczasową pracę i stwierdzam, że to ma TO COŚ :D
OdpowiedzUsuńCzekam na następny rozdział i wyrażam głębokie nadzieje, że nie będzie tu Severusa zupełnie bez serca, bo przecież on miał uczucia! Tylko umiejętnie je skrywał :3 życzę weny
Ah! No i zapomniałam napisać, że najbardziej mi się podobał wątek z Minerwą i to jak Snape prosi ją o pomoc ♡
OdpowiedzUsuńŚwietne opowiadanie, proszę dodaj nowy rozdział ;-)
OdpowiedzUsuńNie czytałam wcześniejszej wersji ale ta bardzo mi sie podoba. Mam nadzieje, że tego tak nie zostawisz bo mnie zaciekawiłaś. ^.^
OdpowiedzUsuńO matko :O
OdpowiedzUsuńHoracy... Stanowiska obsadzone, mówisz? Snape uczy eliksirów, a kto OPCM? Wracamy do Farfaixa? Byłoby super - jego postać mnie fascynowała :) O patrz, nawet całkiem dużo pamiętam z twojego opowiadania jak na tak długi czas! :D
O matko... Z tą przepowiednią to dowaliłaś... :O Carnoksiężnik potężniejszy od Czarnego Pana? Cholera, no to za fajnie to się nie mają... :O
Ahahahahahah xD Ostatnia scena - the best! Jak ja to kocham, awww <3
No nic, czekam na nowy rozdział, doooodaaaaj coś, prosem :D
Buziaki i weny!
Pozdrowionka
always
Wszystko działo się tak szybko, reakcja Minerwy na prośbę Severusa trochę dziwna, brakowało mi przemyśleń bohaterów, szczególnie Snape'a im brutalniejsze przeżycia tym gorsza psychika, a co za tym idzie wszystko jest ciekawsze. Tak wiem, to spaczone, ale no cóż... Przepowiednia? I nowy czarnoksiężnik? Milusio. Nawalony Snape? Całkiem naturalne. Powinien tylko trochę więcej krzyczeć i syczeć na wszystko co się rusza.
OdpowiedzUsuńPozdrowienia z piekła!
cersei1
''Nie poprowadził lekcji eliksirów, odbierając sobie przy tym przyjemność płynącą z odejmowania punktów takim kretynom jak Potter czy Weasley. Nie mógł nawrzeszczeć na Longbottoma ani dać szlabanu Granger.'' - szczerze? Padłam ze śmiechu :D
OdpowiedzUsuńCiekawi mnie co knuje Horacy i PRZEDE WSZYSTKIM - czy Snape zapamięta tę chwilową wizytę Hermiony bo ona z całą pewnością :D