Poranny wiatr wesoło tańczył na twarzy Gryfonki, aż ta w końcu obudziła się z głębokiego snu. Perspektywa zmierzenia się z pierwszym dniem na siódmym roku nauki w Hogwarcie, w odróżnieniu do innych, była dla Hermiony niezwykle motywująca. Dziewczyna przeciągnęła się, po czym wstała, wsuwając stopy w puchowe kapcie, które miała w zwyczaju nosić, odkąd dostała je na siedemnaste urodziny. Gryfonka wyciągnęła ubrania, ręcznik i kilka drobiazgów z walizki, po czym ruszyła do łazienki dla prefektów z zamiarem wzięcia długiej kąpieli. Pchnęła drzwi toalety, czemu towarzyszyło potworne skrzypnięcie, jednak nie przejęła się tym. Położyła swoje rzeczy na podłodze, odkręciła wszystkie kurki wielkiej wanny, po czym zrzuciła piżamę i zanurzyła się w rozkosznie ciepłej wodzie. Zamknęła oczy i postanowiła ułożyć w głowie wszystko, co wydarzyło się do tej pory. Voldemort powrócił, z każdą chwilą przybierał na sile, tak jak Zakon, do którego razem z Harry'm, Ronem i Ginny została przyjęta w ubiegłym roku. Dumbledore obiecał, że da im pierwsze zadania, jednak nie raczył powiedzieć nic więcej, chociażby dnia, w którym ten moment nastąpi. Ron nadal trwał w szczęśliwym związku z Lavender, a Harry i Ginny byli najbardziej uroczą parą w szkole. Tylko ona nie mogła znaleźć sobie drugiej połówki. Ze wstydem stwierdziła, że nigdy jeszcze nie miała chłopaka.
Przemyła twarz wodą, po czym zaczęła zbierać się do wyjścia. Po osuszeniu się, założyła przyległe jeansy, dwa rozmiary za dużą koszulkę i czarne trampki, po czym nałożyła na twarz sprawdzony mugolski fluid. Zebrała swoje rzeczy i wróciła do wieży Gryffindoru. W dormitorium zastała dopiero rozbudzające się koleżanki. Nie budząc ich, zeszła do Pokoju Wspólnego, gdzie pogrążyła się w steku bzdur umieszczonym w Proroku Codziennym. Po piętnastu minutach usłyszała tupot stóp dobiegający ze strony dormitoriów chłopców, a gdy ujrzała rudy czerep Rona i kruczoczarną czuprynę Harry'ego, odrzuciła Proroka i zerwała się z kanapy.
- Pierwszy dzień szkoły, jak się czujecie z tą myślą, chłopcy? - zachichotała dziewczyna, kierując się w stronę dziury w portrecie.
- Znakomicie, wprost idealnie! - odburknął zaspany Ron, a Harry nie miał lepszej miny od niego, co jeszcze bardziej rozbawiło Hermionę.
Cała trójka przekroczyła próg Wielkiej Sali i usiadła przy stole Gryfonów. Stół uginał się pod ciężarem przeróżnych smakołyków, które Ron skwitował długim "wow". Dumbledore stuknął trzy razy łyżeczką w kieliszek, po czym wstał i przemówił:
- Moi drodzy! Ponad dwa lata temu Lord Voldemort powrócił. Nieliczni uwierzyli w jego powrót, większości łatwiej było wierzyć Prorokowi Codziennemu i Ministerstwu Magii, bo to nie wiązało się z walką, cierpieniem, utratą bliskich.Wybraniec, któremu wielu ludzi zawdzięczało życie, w tamtym momencie przestał się liczyć. Dlaczego? Czy nie przez zwykłych tchórzy, dla których łatwiej było uwierzyć w stek bzdur, a słowa Chłopca, Który Przeżył wydawały się dla nich bujdą? Wydarzenie tamto, choć powinno nas zjednoczyć we wspólnym celu, rozdzieliło nas. Mam nadzieję, że teraz, gdy wszyscy przejrzeli na oczy, będziemy potrafili wspólnie działać. Tylko dzięki współpracy będziemy w stanie pokonać Lorda Voldemorta.
Dyrektor po długiej pauzie usiadł na miejsce, a po sali rozniosły się gromkie brawa. Uczniowie w końcu zabrali się za jedzenie. Hermiona nałożyła na talerz sałatkę, Ron zajadał się kurczakami, a Harry skubał tosta, raz po raz ziewając. On i Ron do rana grali w szachy czarodziejów, twierdząc, że gdy rok szkolny rozpocznie się na dobre, nie będzie już na to czasu. Po zjedzonym śniadaniu Ron został porwany przez Lavender, a Harry pożegnał się z Ginny, po czym wraz z Hermioną skierował się w stronę sali od eliksirów, gdzie miała się odbyć ich pierwsza lekcja. Pod salą zgromadzili się wszyscy Gryfoni i Ślizgoni z siódmego roku, oczekując tłustowłosego dupka z lochów, jednak zamiast niego na horyzoncie pojawiła się McGonagall, która bez słowa wpuściła ich do środka, po czym usiadła za biurkiem i rozkazała wyjąć podręczniki od transmutacji. Ręka Hermiony od razu wystrzeliła w powietrze.
- Pani profesor, dlaczego nie ma eliksirów?
McGonagall spojrzała na nią surowo zza okularów.
- Profesor Snape nie mógł pojawić się na lekcji i myślę, że lepiej będzie jeśli sam nadrobi materiał.
- Czy stało się coś poważnego? - zapytała przerażona dziewczyna, bo na ostatnim spotkaniu Zakonu Dumbledore nie wspominał nic o misji dla Snape'a.
- To nic takiego... zwykłe przeziębienie.
* * *
Niebo przeciął zielony grot, który trafił prosto w niewinnego mugolaka. Rozpętało się prawdziwe piekło: Śmierciożercy raz po raz miotali niewybaczalnymi, a biedni mieszkańcy miasteczka byli zupełnie bezradni wobec uzbrojonych czarodziejów. Co chwilę na ziemię padały nowe trupy. Zdawać się mogło, że Severus Snape miał w tym największy udział - zaklęciami wzniecał pożary, torturował i zabijał. Żądza mordu płynęła w jego krwi, wypełniając mózg niepokojącym narkotykiem. Nie wiedział, kim był, w jaki sposób obojętnie patrzył na śmierć ludzi. Wiedział tylko, że nie był sobą. A co gorsze - zaczynając tą rzeź, nie mógł jej zatrzymać, czuł, jakby wpadł w cholerne błędne koło.
Po kilku minutach całe miasteczko stanęło w ogniu, pozbyte wszelkiego ludzkiego życia. Śmierciożercy zaczęli się aportować. Snape chwilę później stał u bram Hogwartu, jak gdyby nigdy nic. Tak, jakby sceny rozgrywające się przed chwilą nie miały żadnego znaczenia. Mężczyzna potarł zmęczone oczy, przeklinając siebie i swoją świadomość. Dotarło do niego, co właśnie zrobił. Tak było zawsze, gdy Voldemort ogłaszał, że znów wybijają mugolaków. Świadomość uciekała w jednej sekundzie, ustępując miejsca żądzy krwi. Te myśli mogłyby zaszklić jego oczy, gdyby nie to, że jego serce było jak kamień. Nie było w nim miejsca na uczucia. A na pewno nie na uczucie pospolicie zwane miłością.
* * *
Trzy donośne puknięcia rozniosły się po gabinecie dyrektora. Niezapowiedziany gość bez uprzedzenia wtargnął do środka, a Dumbledore nawet nie chciał pytać, jak ów postać dostała się do pomieszczenia.
- Witaj, Dumbledore - rzekł mężczyzna, podchodząc do biurka, a w jego oczach migotały paskudne świetliki.
Super rozdział :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i weny życzę :D
Hej, :)
OdpowiedzUsuńCo do rozdziału to zapowiada on naprawdę ciekawa historie. Nie mam w zwyczaju czytać blogów o tematyce Sevmione ale ten zapowiada się interesująco. :)
Obiecałam sobie, ze postaram się zaglądać do ciebie regularnie i zostawić jakiś komentarz.
Jedyne moje zastrzeżenie to: za krotki rozdział. Tak fajnie piszesz , ze mam ochotę na więcej :)
Ciekawa jestem czy masz w planach napisać jakąś miniaturkę. Z wielka chęcią bym ja przeczytała.
Pozdrawiam i dużo weny życzę ,
Laura :)
Don't lie to me...Snape i przeziębienie? Jest cholernym Mistrzem Eliksirów! McGonagall, sorry, ale nie wyszedł Ci ten..."zwód"
OdpowiedzUsuńcóż, to na razie 1 rozdział więc nie ma za bardzo co komentować, w każdym razie czekam.
informuj mnie.
Jak na pierwszy rozdział, zapowiada się bardzo ciekawie.Fajny styl pisania. Po pierwszym rozdziale niezbyt można ocenić, dlatego czekam na następny. Jestem ciekawa dalszej akcji, mam nadzieję, że szybko się pojawi ;) Zapraszam Cię do mnie Esme-Carlisle.blogspot.com
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę weny,
Eriss.
Jeszcze jedna sprawa. Czy moglabys informować mnie o nowych rozdziałach?
OdpowiedzUsuńNajlepiej na esme-carlisle.blogspot.com
Przepraszam bardzo za spam.
no całkiem spoko ;) ale troszkę szkoda tamtego opowiadania ale to zapowiada się całkiem nieźle :) jedyne co mnie odżóca to harry i ginny wolę raczej połączenie draco i ginny nie wiem czemu ale tak fajniej mi się w tedy czyta, na ale trudno jakoś to zniosę hahaha
OdpowiedzUsuńCześć, cześć :D
OdpowiedzUsuńRozdział pierwszy był bardzo w porządku. Serio. Wszystko czytało się dobrze i płynnie, poza jedną rzeczą. Nie mogłam się skupić na tekście, bo czcionka strasznie razi w oczy. Jest za jasna i to bardzo przeszkadza! Musisz to poprawić.
Poza tym małym szczegółem, to naprawdę mi się podobało. Biedny Severus, znowu musi robić, które lubi - nielubi. Można go porównać do zdrowiejącego alkoholika. Nie podoba mu się co zrobi, ale jednak nie potrafi przestać. Przykre.
Hermiona jak zwykle wykazuje największy zapał z całej złotej trójcy. Ron się obżera i śpi, a Harry... a Harry jest sobą.
Lecę czytać następny rozdział, mam nadzieję, że się nie rozczaruję!
Pozdrawiam i życzę Ci weny w pisaniu bloga! Trzeba się zaprzeć i nie przestawać! :D
Mała Miss ^^
Wreszcie się pojawiam jaaaaa :D
OdpowiedzUsuńPamiętasz, jak cię męczyłam o nowy rozdział na tamtym blogu? Mam nadzieję, że tak :D I proszę, opłaciło się nie tracić nadziei - mamy nowy blog. Jestem z ciebie dumna, kochana, że potrafiłaś do nas wrócić po tak długiej nieobecności, choć wielu na twoim miejscu usprawiedliwiałoby się brakiem czasu, weny i mnóstwem obowiązków. Dziękuję ci za to.
Rozdział pierwszy - super :) Uwielbiam twój styl - lekki, ciekawy, opisy nie męczą, są ciekawe, a mimo to zrobione dobrze, no i z tego, co pamiętam z twojego ficka na poprzednim blogu - masz nieprzeciętne zdolności do prowadzenia fabuły <3
Piękny soundtrack, tak notabene ♥
Lecę dalej :)
Jestem tu pierwszy raz i na dzień dobry chciałabym oznajmić, że masz bardzo ładny szablon, a piosenka nadaje się idealnie. Zakochałam się w niej. Rozdział ciekawy, chociaż nie mogłam go do końca rozgryźć, to takie gładkie wprowadzenie, jak mniemam. Lekki i prosty styl pisania, zapowiada coś naprawdę ciekawego. Nie będę krakać, tylko lecę czytać dalej.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę weny!
cersei1
Uo, powiało zgrozą i tajemnicą.
OdpowiedzUsuńJak ja kocham puchowe kapcie!
Mam nadzieję, że wszystko wyjaśni się w dalszych rozdziałach a ponieważ zaczynam je czytać już teraz, cóż... wszystkiego się dowiem ;3
Kochana, moja najdroższa! Tym razem na pewno się uda i ja jestem tego pewna! A jeżeli JA jestem tego pewna to już jest 90% pewności, że tak będzie, nie ma bata!
OdpowiedzUsuńI albo szablon mi się nie ładuje albo Twój szablon jest trójkątem z białym wykrzyknikiem...? Nie wiem czy to szablon, czy błąd i nie mogę załadować poprawnie... xx A jeśli poprawnie, to tekst jest mało czytelny :c (poproszę też bardzo ładnie o wyjustowanie i tak ociupinkę większe akapity! :)))
Poza tym podoba mi się i lecę dalej!
Weny, weny na kilogramy!
Lizzy <3