niedziela, 1 lutego 2015

Rozdział 4 "Mimo tragedii trzeba działać dalej, bo inaczej już możemy szykować sobie mogiłę."

   Dzień dobry, cześć i czołem! Tak długą przerwę warto zrekompensować długim rozdziałem (a przynajmniej jak na moje możliwości). Będzie sporo goryczy po śmierci Parvati, ale i pierwsze starcie Granger/Snape.
   Zanim zostawię Was z nowiusieńkim rozdziałem, mam dla Was misję. Mianowicie z całego serca proszę Was o zagłosowanie na Alana Rickmana o tutaj. Bo chyba wszyscy chcemy, żeby Alan wygrał Oscara, co? A więc do dzieła! Głosujcie i rozsyłajcie linki, publikujcie i jeszcze raz głosujcie (można nieskończoną liczbę razy)!
   PS. Zapraszam do komentowania i obserwowania!



   Podłoga zadrżała, a przed zgromadzonymi pojawił się świetlisty wir, z którego wyszedł Albus Dumbledore, trzymając pod rękę Harry'ego Pottera. Dyrektor spojrzał na zgromadzonych, których miny wyraźnie mówiły, że dzieje się coś niedobrego.
   - O co w tym wszystkim chodzi? Minerwo, dostałem twojego patronusa. Czy szkole znowu grozi niebezpieczeństwo?
   McGonagall poruszała bezdźwięcznie ustami, nie mogąc nic powiedzieć. W końcu schowała twarz w dłoniach, a jej ramiona zaczęły znacząco drżeć. Poppy poklepała ją po ramieniu.
   - Odprowadzę Pottera do Wieży Gryffindoru - zaproponowała pielęgniarka.
   Harry patrzył na to całe zajście z niemym zdziwieniem. Bardzo chciał zaprotestować, jednak wiedział, że to nie pora na jego kaprysy. W gabinecie został dyrektor, McGonagall, Snape i Benjamin Farfaix, nauczyciel obrony przed czarną magią.
   - Czy ktoś może powiedzieć mi, co tu jest grane? - zniecierpliwił się Albus.
   - Myślę, że po prostu powinieneś coś zobaczyć, Dumbledore - powiedział Snape. - Farfaix, możesz się przydać. Minerwa powinna zostać i ochłonąć.
   Cała trójka wybiegła z gabinetu. Dyrektor tak pędził, że spadła mu tiara z głowy, jednak nawet się nie zatrzymał. Jego głowę zaprzątały najczarniejsze scenariusze. Odkąd do szkoły zaczął uczęszczać Harry Potter, co roku działo się coś niedobrego. Po sześciu latach był gotowy zobaczyć dosłownie wszystko. W końcu dotarli do posągu Jednookiej Czarownicy. Dumbledore podszedł do ściany i opuszkami palców zaczął badać tajemniczy napis.
   - Zupełnie jak po otwarciu Komnaty Tajemnic... - mruknął pod nosem.
   - Niezupełnie - Snape odsunął zasłonę, za którą ukryta była skrzynia.
   Albus początkowo zamarł. Owszem, był gotowy na wszystko, ale nie na śmierć jego uczennicy. Członkini Zakonu. Przyjaciółki Harry'ego Pottera. Fala oskarżeń zalała jego umysł jak tsunami. Jak on mógł do tego dopuścić?! Jak mógł wyruszyć na misję, zostawiając Hogwart na pastwę losu?! Owszem, nie mógł tego przewidzieć. Nikt nie miał pojęcia, że szkołę spotka taka tragedia. Ale, do cholery, trwa wojna! Powinien inaczej to wszystko zaplanować! W końcu resztkami sił podszedł bliżej skrzyni i kucnął, by lepiej zbadać zwłoki. Nie miał wątpliwości, że czarna magia miała tutaj duży wpływ, ryzykował wręcz, twierdząc, że jedyny. Jedno pytanie nurtowało go najbardziej: Jak, na Merlina, została zaatakowana Parvati? Był pewien, że to sprawka Voldemorta, ale jakim sposobem dostał się do szkoły któryś z jego popleczników? Była tylko jedna opcja: w Hogwarcie jest zdrajca. Poddawał jeszcze w wątpliwość, czy jest uczniem. Jednak gdy dłużej o tym myślał, żaden inny pomysł nie przychodził mu do głowy. Bo któż inny mógłby to być? Severus? Farfaix? A może do tego Poppy? Tak, był pewny, że kadra nauczycielska jest czysta. Miał jednak ogromną nadzieję, że Draco Malfoy nie maczał w tym palców.
   - Pannę Granger znaleziono przy tej skrzyni - rzekł Farfaix. - Pani Norris zauważyła ją, a potem pojawił się Argus. Dziewczyna podobno była cała we łzach, nie mogła nic powiedzieć. Doznała wielkiego szoku, dlatego Argus wysłał ją do Skrzydła Szpitalnego.
   Zapanowało milczenie. Dumbledore mruczał przeróżne zaklęcia nad ciałem Parvati, usiłując odkryć, czym została potraktowana, jednak żadne zaklęcia nie pomagały. Severus krążył po korytarzu, intensywnie myśląc.
   - "Strzeżcie się ci, którzy z ogniem igracie" - wyrecytował, przerywając ciszę. - A więc panna Patil musiała igrać z ogniem, skoro tak skończyła. I to by wszystko wyjaśniało...
   - Co wyjaśniało? - Farfaix spojrzał ze zdziwieniem na Mistrza Eliksirów. - Dla mnie wszystko tu jest niejasne.
   - Kilka dni temu Patil wstąpiła do Zakonu. Myślę, że w tym przypadku "igranie z ogniem" oznacza działanie przeciwko Voldemortowi. Ten, kto to zrobił, zaczął od najmniej spodziewanej osoby. Każdy przypuszczałby, że mógł to być Potter - Ale nie był i wielka szkoda, dokończył w myślach.
   Dumbledore wstał, po czym zastanowił się przez chwilę.
   - Pozostaje jeszcze pierwsza część. "W blasku ceglanych ścian kasztelu uwięziona tkwi dusza". Myślę, że panna Patil po śmierci nie zazna spokoju. I o to chodziło zabójcy. By sprawić ból, cierpienie. By wyrządzić krzywdę w taki sposób, aby już nikt nie sprzeciwił się Voldemortowi.
   Nastała chwila ciszy.
   - Severusie, Benjaminie, zgromadźcie całą szkołę w Wielkiej Sali. Póki nie opracujemy planu, wszyscy powinni być w jednym miejscu. Nie wiemy, czy to koniec, czy może początek tragedii.
   Sam dyrektor skierował się do gabinetu. Musiał zapanować nad sytuacją. Najlepszym rozwiązaniem wydało mu się wysłanie uczniów do domów. Ale i tam nie będą bezpieczni, kiedy toczy się wojna z Voldemortem... To na pewno sprawka Riddle'a, pomyślał. Jak bardzo się wtedy mylił...

* * *

   Wszyscy uczniowie w trybie natychmiastowym zostali postawieni na nogi i zgromadzeni w Wielkiej Sali. Każdy chciał za wszelką cenę dowiedzieć się najbardziej soczystych szczegółów zaistniałego wydarzenia. Powstawały przeróżne plotki dotyczące napisu na ścianie, jednak nikt nie miał pojęcia, że ofiarą całego dramatu była Parvati Patil.
   - Słyszałem, że przy posągu Jednookiej Czarownicy pojawił się napis na ścianie - rozpowiadał pewien Gryfon z piątego roku. - Podobno znaleziono też czyjeś ciało przebite kłem bazyliszka. Myślę, że Komnata Tajemnic po raz trzeci została otwarta.
   Takie i inne pogłoski omiotły szkołę jak burza i w istocie nikt nie wiedział, w co ma wierzyć. Jednak jakimś tajemniczym sposobem rozniosła się informacja, że jedynym świadkiem zajścia była Hermiona Granger. Gryfoni, Puchoni i Krukoni roili się przy dziewczynie jak osy, by czegokolwiek się dowiedzieć. W końcu Harry i Ron, którym Hermiona zdradziła już wszystkie szczegóły nieszczęścia, posłużyli jako ochroniarze, odganiając wszystkich nieproszonych gapiów. Razem z Ginny, Lavender i Padmą rozłożyli swoje śpiwory w kącie sali i w milczeniu popijali gorącą czekoladę, którą skrzaty przyniosły z kuchni. Lavender i Padma były najbardziej zdruzgotane. Bliźniaczka po kilku minutach zawinęła się w swoim śpiworze, cicho szlochając. Pozostali nie mieli pojęcia, co robić - pocieszać ją czy nie robić zupełnie nic, dając upust swoim emocjom. W końcu wszyscy położyli się spać, nie mając dłużej siły ani na płakanie, ani na patrzenie jak inni płaczą.

* * *

    Tej nocy członkom Zakonu nie było dane długo spać. W niedzielę o świcie Dumbledore zwołał spotkanie, po tym jak otrzymał nowe informacje od Snape'a. Dla młodych członków oznaczało to tylko jedno - coś się dzieje. Dlatego z niecierpliwością wiercili się na krzesłach w gabinecie dyrektora, aż w końcu Dumbledore zabrał głos.
   - Moi drodzy, właśnie dowiedziałem się od Severusa o pewnym zabójstwie, które miało miejsce w Dolinie Godryka. Ofiarą padł niejaki Daniel Creepen, który został zabity przez Antonina Dołohowa. Był ponoć krewnym Harry'ego i miał go chronić. Voldemort dowiedział się, że Daniel Creepen jest bardzo ważnym pionkiem, którego trzeba usunąć z pola gry.
   W gabinecie wybuchł wielki chaos. Hermiona, Ron, Harry i Ginny gadali jak najęci, Tonks potknęła się o własne nogi, Mundungus przestał polerować złotą monetę, Slughorn dostał napadu kaszlu, oko Moody'ego zaczęło wariować, a Hagrid mruknął pod nosem: "O, cholibka!". Snape natomiast zachował swoją codzienną maskę. Harry nie wiedział co myśleć. Miał krewnego czarodzieja? Dlaczego Dumbledore nic mu nie powiedział? Czy w ogóle wiedział o tym? Przecież wszystkich by poinformował! A więc skąd Voldemort o tym wszystkim wiedział? I czy strata Daniela jest wielką stratą? Czy niesie za sobą konsekwencje? I w końcu - czy ma płakać, do cholery?! To była jego jedyna rodzina!
   - Cisza! - zagrzmiał dyrektor, a w pomieszczeniu zrobiło się cicho jak makiem zasiał. - Nie tylko wy jesteście zmieszani. Mi też trudno jest uwierzyć, bo o niczym nie miałem pojęcia. A tymczasem Voldemort dowiedział się o osobie, która mogła być dla nas ważna, jednak do tej pory się nie ujawniła. Myślę, że w tej sytuacji powinienem zlecić komuś pewne zadanie. Tobie, Severusie. Chciałbym, abyś wybrał się do Doliny Godryka i zebrał wszystkie możliwe informacje na temat Daniela Creepena: kim był, oprócz tego, że dalekim krewnym Harry'ego, kto go znał i wydał Śmierciożercom.
   Snape skrzywił się jeszcze bardziej niż zwykle.
   - A niby jak, na Merlina, mam to zrobić?!
   - Wierzę w twoje możliwości - zachichotał Dumbledore, widząc oburzenie Mistrza Eliksirów. - Radziłbym ci wziąć ze sobą kogoś do pomocy.
   - Nikogo nie potrzebuję, o niebo lepiej poradzę sobie sam - syknął Snape, co dyrektor skwitował krótką salwą śmiechu.
   - Nalegam - podsumował Albus, po czym przeszedł do kolejnego tematu. - Cała szkoła zostanie dziś poinformowana o śmierci panny Patil. Powinniśmy zająć się również ochroną Hogwartu. Minerwo, Severusie, Horacy, Benjaminie, Argusie, Pomono, Filiusie, oto wasze rozkłady dyżurów. Chciałbym, abyście nieustannie patrolowali korytarze. Na szkołę zostały także nałożone dodatkowe zaklęcia ochronne - dyrektor przetarł zmęczone oczy, po czym poprawił okulary na zakrzywionym nosie. - A, bym zapomniał. Dzisiaj o piątej po południu odbędzie się symboliczny pogrzeb panny Patil. O tym również musicie poinformować szkołę.
   - "Musicie"?! - prychnął Severus.
   - Tak - odparł starszy czarodziej, nerwowo wrzucając cytrynowego dropsa do buzi. - Ja i Harry powinniśmy ponowić poszukiwania horkruksów. Mimo tragedii trzeba działać dalej. Bo inaczej już możemy szykować sobie mogiłę. A właśnie o to chodziło Voldemortowi - aby poprzez śmierć uczennicy spowolnić nasze działania.
   - To znaczy, że nie będę na pogrzebie Parvati?! - oburzył się Harry.
   Dumbuldore przetarł skronie, próbując dobrać właściwe słowa, aby nie spotęgować wybuchu chłopaka.
   - Nie, Harry. Musimy opuścić Hogwart lada moment. Będziesz mógł zobaczyć jej ciało, kiedy skończymy spotkanie Zakonu. A, jeszcze jedna sprawa. Dotarła do mnie informacja o próbie włamania. Musimy znaleźć nową kwaterę dla Zakonu najprędzej jak to tylko możliwe. Niestety to zadanie póki co również muszę powierzyć wam. Jakieś pytania? - Dumbledore rozejrzał się po zgromadzonych. - Dobrze. Koniec spotkania, Harry zabierz swoje rzeczy, za pięć minut zbiórka pod  gargulcem.
   Hermiona  zaczęła podążać za tłumem w stronę wyjścia, kiedy usłyszała, że ktoś ją woła.
   - Panno Granger! - zawołał starzec, gdy była już przy drzwiach. - Uzgodniłem z profesorem Snape'em, że twoje praktyki powinny odbywać się nieco częściej. Najlepiej... codziennie - oburzona Hermiona otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, ale zaraz przypomniała sobie, że im szybciej przebrnie przez lekcje ze Snape'em, tym szybciej rozpocznie praktyki z panią Pomfrey. Zresztą nie na próżno godłem jej domu był lew! Tymczasem Dumbledore ciągnął dalej. - Szkole grozi niebezpieczeństwo, a za kilka miesięcy czeka nas wojna. Przydadzą się eliksiry magomedyczne i twoja pomoc przy ofiarach, gdy będzie taka potrzeba. Dlatego uważam, że powinnaś zwiększyć tempo. Severus pod moim naciskiem zgodził się, że punkt siódma każdego wieczoru będzie czekał na ciebie pod portretem Grubej Damy. Póki sytuacja się nie unormuje, nie powinnaś sama poruszać się po zamku.
   Hermiona skinęła głową, a dyrektor dał jej znak, że może odejść.
   Wszyscy rozeszli się w mgnieniu oka. Hermiona mimo zmęczenia była pobudzona jak nigdy. Wiadomość o Danielu Creepenie bardzo nią wstrząsnęła i jedyne, o czym myślała, to jak się teraz czuje Harry. Jednak w całej pospotkaniowej gorączce nie mogła go znaleźć, co przyjęła z wielką goryczą, odczuwając ogromną potrzebę pożegnania się z bliznowatym. Osobiście nie rozumiała Dumbledore'a i jego decyzji o poszukiwaniu horkruksów tak szybko po śmierci Parvati. Oznaczało to, że nie poprowadzi on ceremonii pogrzebowej, nie odklepie jednego ze swoich słynnych przemówień i nie pokrzepi zranionych serc uczniów. A w takiej sytuacji wydało jej się to niezbędne, choćby ze względów moralnych. Ale nie zamierzała dyskutować ze starym dropsoholikiem, zwłaszcza że ten również miał mocny argument po swojej stronie.
   Hermiona ziewnęła potężnie i mimo chęci ponownego zagoszczenia w wygodnym łóżku, udała się na śniadanie do Wielkiej Sali. Ron już zdążył solidnie zaopatrzyć swój talerz w najróżniejsze smakołyki, kiedy gwar przerwało stanowcze uderzanie sztućcem o kieliszek.
   - Cisza! - zagrzmiał donośny głos McGonagall sprzed mównicy. - Myślę, że już czas zapoznać was z pełną wersją minionych wydarzeń. Pełną i prawdziwą - dodała z naciskiem na ostatnie słowo, świdrując wzrokiem co poniektórych Gryfonów. - To, co znaleźliśmy przy posągu Jednookiej Czarownicy, nie było ciałem przebitym kłem bazyliszka. Nie było ostrzeżeniem o ponownym otwarciu Komnaty Tajemnic. Jedyną prawdą w tych wszystkich plotkach jest... - nauczycielka wzięła głęboki wdech, powstrzymując łzy napływające do oczu. - martwe ciało.
   Pomieszczenie zalała fala szmerów i podnieconych szeptów. Jedyna myśl obiegająca całą salę brzmiała: "Kto". Tylko garstka Gryfonów, którzy znali całą prawdę, próbowała zatamować potok łez na wspomnienie ostatniej tragedii.
   - Ciało Parvati Patil zostało potraktowane licznymi czarnomagicznymi zaklęciami - wydukała opiekunka Gryffindoru, a na dźwięk nazwiska w sali zawrzało od poddenerwowanych głosów i płaczu. - Do tej pory nie wiemy, kto spowodował jej śmierć. Pogrzeb panny Patil odbędzie się dzisiaj o piątej po południu i z przykrością muszę stwierdzić, że dyrektor nie będzie na nim obecny. Muszę was również poinformować, że od tej chwili Hogwart będzie nieustannie patrolowany przez kadrę nauczycielską. W godzinach wolnych od lekcji nakazane jest przebywanie tylko i wyłącznie w Pokojach Wspólnych, a nieuzasadnione wyjście będzie surowo karane. Treningi quidditcha też muszą zostać odwołane - dodała na koniec, co spotkało się z głośnym sprzeciwem. - Myślę, że to na tyle. Po śniadaniu zostaniecie odprawieni do Pokoi Wspólnych przez prefektów.
   Po suchym zakończeniu McGonagall dostojnie wróciła na swoje miejsce przy stole nauczycielskim. W sali znowu zawrzało od podniesionych szeptów i pojedynczych szlochów. Hermiona ze wszystkich sił próbowała zatrzymać łzy cisnące się jej do oczu. Wciąż nie mogło do niej dotrzeć, że ciało Parvati już parę dobrych godzin temu oddzieliło się od duszy i niebawem zalegnie kilka metrów pod ziemią. Owszem, ta dziewczyna nie była dla niej jak Ginny, Harry czy Ron, ale nieraz pomagały sobie w zadaniach domowych czy wymieniały się najgorętszymi hogwarckimi plotkami. Wiedziała, że od teraz będzie inaczej. Puściej. Wraz z tą myślą po jej policzku zaczęły spływać łzy. Zaczęła chlipać i krztusić się, gdy jej smutek spotęgował widok płaczących i przytulających się Gryfonek. Poczuła zimną dłoń na swoim nadgarstku. Chłodne palce szybko odszukały jej opuszki i złączyły się z jej dłonią w mocnym uścisku. Hermiona spojrzała nieprzytomnie na rudzielca, ale pewniej uchwyciła jego rękę, po czym oparła głowę na jego ramieniu. Tylko tego teraz potrzebowała - kogoś bliskiego.

* * *

   Hermiona Granger przespała całe niedzielne popołudnie, co w innych okolicznościach uznałaby za niedorzeczne. Jednak w okolicach godziny siódmej wieczorem została brutalnie obudzona przez Ginny. Przetarła opuchnięte oczy, po czym obrzuciła przyjaciółkę złowrogim spojrzeniem. 
   - Pali się czy jak?! 
   - Prawie! Snape stoi przed portretem Grubej Damy i każdemu, kto wchodzi do Pokoju Wspólnego każe przekazać, że jak tylko cię zobaczy, to osobiście złoi ci skórę!
   Przez parę dłuższych chwil brązowowłosa próbowała sobie przypomnieć powód złości Nietoperza z Lochów. Jak szybko przyszło oświecenie, tak szybko Hermiona pędziła na spotkanie ze śmiercią. Na schodach prawie złamała nogę, ale w obecnej sytuacji nie miało to żadnego znaczenia. Dziewczyna z impetem rzuciła się na dziurę w portrecie i wypadła z drugiej strony, przy okazji potrącając Dupka z Lochów i wywołując wybuch złości ze strony Grubej Damy.
   - Jak chodzisz, idiotko! - zagrzmiał Snape, poprawiając swoją szatę. - Zachowuj się jak cywilizowany człowiek, bo w przeciwnym wypadku wylądujesz na półce z ingrediencjami w honorowym słoiku.
   - Co za zaszczyt - mruknęła dziewczyna pod nosem, po czym ruszyła za profesorem w stronę lochów.
   - Minus pięć punktów od Gryffindoru za brak szacunku do nauczyciela! Uważaj, dziewucho, bo porozmawiamy inaczej - syknął jadowicie, a po plecach Hermiony przeszły nieprzyjemne dreszcze.
   Po kilku pełnych napięcia minutach przekroczyli próg jego gabinetu. Hermiona podeszła do swojego stanowiska i zaczęła szukać kociołka, by postawić go na palniku, kiedy dobiegł ją głos Mistrza Eliksirów.
   - Dzisiaj przygotujesz wywar ze szczuroszczeta. Magomedyczne eliksiry, strona dwudziesta trzecia. Do roboty.
   Po czym sam usiadł za biurkiem i zajął się sprawdzaniem prac domowych. Pochylił się tak, że jego twarz przysłaniała kurtyna czarnych jak noc włosów, zza których wystawał jedynie haczykowaty nos. Usta układały się w paskudnym grymasie, który nigdy nie odklejał się od jego twarzy. Opierał się na silnych, szerokich barkach, a w jego zgrabnej dłoni spoczywało orle pióro.
   - Długo będziesz mnie tak podziwiać, czy zabierzesz się w końcu za eliksir? - sarknął, nawet nie odrywając wzroku od kartki spoczywającej na jego biurku.
  Hermiona zamrugała kilka razy i oblała się szkarłatnym rumieńcem. Odwróciła się w stronę swojego stanowiska pracy, a chwilę później usłyszała cichy, ironiczny śmiech. Przewróciła oczami, po czym sapnęła z zażenowania, powstrzymując się od odpyskowania. Otworzyła książkę na odpowiedniej stronie i zabrała się za krojenie czułek szczuroszczeta, kiedy przypomniała sobie pewną sytuację, która miała miejsce kilka dni wcześniej. Na samą myśl parsknęła śmiechem.
   - Z czego się tak cieszysz? - warknął Snape, rzucając jej paskudne spojrzenie.
   - To nic szczególnego. Po prostu przypomniałam sobie stan, w jakim zastałam pana kilka dni temu w pańskich kwaterach - zaśmiała się niepewnie, czując świdrujące spojrzenie na swoich plecach. Stąpała po bardzo kruchym lodzie i znakomicie zdawała sobie z tego sprawę.
   Gryfonka usłyszała dźwięk upadającego pióra.
   - O jakim stanie mówisz? - zapytał szorstko Mistrz Eliksirów, modląc się w duchu, by nie miała na myśli jego nietrzeźwości.
   - Mniej więcej taki, że nie mógł pan złapać równowagi, a przekleństwa ciurkiem sypały się z pańskich ust.
   No i doigrała się. Snape zerwał się z krzesła i w ułamku sekundy znalazł się obok niej, chwytając ją za brodę i zmuszając, by patrzyła mu w oczy.
   - Słuchaj no, Granger - syknął paskudnie. - Powiesz jedno słowo swoim błaznom, a przypadkiem wylądujesz w kociołku z wyjątkowo nieciekawą trucizną. Zrozumiano?
   Przestraszona Gryfonka natychmiast skinęła głową. Snape świdrował ją wzrokiem jeszcze przez parę sekund, po czym odepchnął ją i wrócił na swoje miejsce. Hermiona przez kilka chwil nie mogła dojść do siebie. W końcu powoli odwróciła się w stronę kociołka i zaczęła karcić się za swój niewyparzony język, wyżywając się na biednym szczuroszczecie. Po chwili usłyszała cichy, aczkolwiek stanowczy głos Snape'a.
   - Czy nie zrobiłem czegoś... nieodpowiedniego? - zapytał.
   Początkowo był spięty, lecz gdy zobaczył rumieniec na twarzy Gryfonki, na jego usta wpełzł złośliwy uśmieszek.
   - Co nieodpowiedniego ma pan na myśli? - Hermiona czuła, że jej twarz musi wyglądać jak dorodny pomidor.
   Do głowy Mistrza Eliksirów wpadł pewien pomysł. A co, gdyby trochę podręczył pannę Wiem-To-Wszystko?
   - Wiesz dobrze, o czym mówię.
   Snape rozłożył się na swoim krześle, rozprostowując nogi i zakładając ręce za głowę. Z sadystyczną radością obserwował jej zdezorientowaną minę i zarumienione policzki.
   - Nie mam najmniejszego pojęcia, panie profesorze - odpowiedziała spokojnie, choć kiszki grały jej marsza z nerwów.
   - No wiesz... Pijany mężczyzna może się czasem... zagalopować - Mistrz Eliksirów, a w tym momencie również grania na nerwach, ledwo powstrzymał się od wybuchnięcia śmiechem. - Mogłem cię na przykład wykorzystać - dokończył, a Hermiona spaliła buraka.
   - Nie zrobiłby pan tego - pisnęła, śmiejąc się nerwowo.
   - Nie możesz być tego taka pewna, Granger - syknął, zaśmiewając się w duchu. - Więc następnym razem, kiedy zobaczysz mnie w takim stanie, radziłbym ci jak najszybciej opuścić moje kwatery.
   Dla takich widoków warto było się nieco zbłaźnić. Hermiona pokręciła z zażenowaniem głową, po czym stwierdziła, że zdecydowanie woli zająć się pracą, bo w przeciwnym wypadku spali się jeszcze bardziej. Wrzuciła czułki do wrzącej wody, po czym ruszyła do składzika po resztę ingrediencji. Gdy wróciła, przy jej stanowisku stał Snape z rękami skrzyżowanymi na piersi.
   - Ciekaw jestem powodu, dla którego panna Wiem-To-Wszystko zawitała w moim gabinecie, hę? - syknął, a jego prawa brew uniosła się niebezpiecznie wysoko.
   Hermiona hardo podeszła do kociołka i kolejno zaczęła dodawać składniki do wywaru.
   - Tak naprawdę szukałam profesora Dumbledore'a, ale gdy nie zastałam go w jego gabinecie, postanowiłam udać się do pana - Mistrz Eliksirów zmierzył ją pytającym spojrzeniem, dlatego kontynuowała. - Usłyszałam pewną przepowiednię i nie byłam pewna, jak mam ją interpretować.
   Snape prychnął ze zniecierpliwienia.
   - Możesz nieco jaśniej?
   Hermiona pokrótce opowiedziała mu całe zajście sprzed tygodnia. Snape słuchał uważnie, nawet jej nie przerywając, a jego twarz nie wyrażała żadnych emocji. Gdy Gryfonka skończyła mówić, podrapał się po nosie, po czym przemówił spokojnie:
   - Gdybym miał interpretować treść przepowiedni bez "Strzeżcie się", powiedziałbym, że jest ona najpewniej pozytywna. Jednak warto zważyć na to, że Sybilla Trelawney ma w zwyczaju przepowiadanie raczej złych wieści... Gdy dołożymy do tego dwa ostatnie słowa, bez wątpienia ukazuje nam to nieciekawą perspektywę. Nie sądzę, by rzekomy "wielki czarnoksiężnik" okazał się być Dumbledore'em, co oznacza, że może być zagrożeniem również dla wspomnianego dropsoholika, a co za tym idzie - dla nas wszystkich.
   Hermiona momentalnie zbladła, po czym zakryła usta dłonią. A co, jeśli "wielki czarnoksiężnik" zaatakuje Hogwart? Co, jeśli siła Voldemorta jest niczym w porównaniu z jego magią? Co, jeśli już szykuje plan zniszczenia magicznego świata?